poniedziałek, 25 czerwca 2012

Czas, miejsce, bohaterowie

Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę
i grzbiet jak pręt rozgrzany stygnie,
niech mi nie kładą gwiazd na skronie
i pomnik niech nie staje przy mnie.

Bo przecież trzeba znów pokochać.
Palce mam- jak założyć stronę internetową każdy czarną lufą,
co zabić umie.- Teraz nimi
grać trzeba, i to grać do słuchu.

Bo przecież trzeba znów miłować.
Oczy- granaty pełne śmierci,
a tu by trzeba w ludzi spojrzeć
i tak, by Boga dostrzec w piersi.

Bo przecież trzeba czas przemienić,
a tutaj ciemna we mnie siła,
i trzeba blaskiem kazać ziemi,
by z sercem razem jak krew biła.

Wrócę, rzemieślnik skamieniały,
pod dach rozległy jasnych pogód,
do rzeźb swych - tych, co już się stały,
i tych, co stać się jeszcze mogą.

I dawne będą wzrok obracać-
niezdarne słupy pełne burzy,
i te których nie tknęła praca
jak oddech niewidzialnej róży.

I pośród nich jakże ja stanę
z garścią, co tylko strzelać umie,
z wiarą, co śmiercią przeorana,
z sercem, co nic już nie rozumie?

Ale jeżelim spalił młodość,
jak palą kraje w wielkim hymnie,
to nie zapomni czas narodu,
a Bóg jak płomień stanie przy mnie.

I wtedy, wtedy liść mi każdy
albo mi wróbel z nieba sfrunie
i jego głos - już głosem prawdy,
i poznam głos, poczuję: umiem.

I szmer ptaszęcy mi przypomni,
że znałem miłość, i obudzi
zdrętwiałe dłonie - jak łodygi,
i pocznę kwiaty, gwiazdy, ludzi,

i ziemię w morza szum przemienię,
i drzewa w zwierząt linie miękkie,
i wtedy spadnie mi na rękę
w pieśni obrosła - wierna ziemia.

-Krzysztof Kamil Baczyński, 9 III 1944r.

***


  
   Czytam Baczyńskiego i Budzyńskiego,który pisze o Baczyńskim i zastanawiam się, jak wyglądałaby poezja Krzysia nienaznaczona piętnem wojny. Jak wyglądałyby te cudne erotyki, jak miłosme wyznania- tak pośpiesznie piękne.
   I myślę sobie jeszcze, jak bardzo kształtuje nas czas, w którym żyjemy, środowisko, w którym funkcjonujemy, ludzie, których kochamy. jak pozycjonować stronę Obdarci z tego, czym pozostajemy?

sobota, 9 czerwca 2012

ja marzę, ty marzysz, my marzymy

Płaszczyzna marzeń, nierealnych obrazów, sennych marów, wyimaginowanych sytuacji, ludzi, miejsc staje się ważniejsza, aniżeli prosta droga za oknem, pięć schodów prowadzących do szkoły, czy dziewięć kartek zapisanych notatkami. praca w wakacje 2013 To chyba decyzja zupełnie zrozumiała. Kolor każdego kroku, głębia każdej postaci, piękno słów, palące duszę ideały- to wszystko tam przenika przez naskórek niewyobrażalnie szybciej i z większą siłą. A ja przecież wiem, co to c z a s i uczę się jak go spowalniać, jak łazić, jak się załapywać razem z dwoma upadłymi aniołami zachodniej nocy (czyt. wracając do Kerouaca). A kiedy przychodzi zmierzch i ciepłe krople wiosennego deszczu dudnią o parapet, zakrywam oczy burzą loków i kręcę film. Pod powiekami.
“Sen jest duchem, którego nie można zmaterializować aktem woli. Jak większość duchów, szybko uzależnia się od dekoracji spirytystycznych seansów: nakrytych woalami lamp, zasłoniętych kotar, cierpliwości i ciszy. Sen zależy jednak także, a może przede wszystkim, od łatwowierności śpiącego i jego naiwnej gotowości, by uwierzyć, że za kilka chwil (...) popadnie w samoindukowany trans. Tylko wtedy sen pozwala się przywołać, by wymiotować później nieprzeźroczystą, straszną ektoplazmą rojeń.” 
-"Marzyciele", Gilbert Adair

Czasem jednak, za pomocą jakiegoś, mi jeszcze do końca nieznanego, magicznego zaklęcia, obrazy wprost spod moich powiek trafiają na ekrany, lub, jeśli znajdzie się na tyle wprawna ręka, by je wszystkie spisać, na papierowe karty. I kiedy już natrafię na taką książkę lub film, mam nieodparte wrażenie, że pochodzi on(a) z mojego nieskładnego wnętrza. Nie przedstawia mnie, w żadnym wypadku. Nie przestawia mojego życia, wymarzonych jego ram, czy nawet pragnień. On(a) po prostu we mnie jest, żyje ukrytym życiem, o którym nie mam pojęcia, dopóki w błogiej ekstazie nie odkryję jego istnienia gdzieś na bibliotecznym regale, czy w internetowym śmietniku. A “Marzyciele” okazali się tacy moi, w całej ich poplątanej wolności, we wszystkich różniących nas aspektach.

Paryż, czarno-biały Paryż spoglądający z fotografii Boubat'a roześmianymi, rumianymi twarzami młodych dziewcząt i paryskich elegantów- już sama sceneria przyciąga wzrok, a klimatyczne ujęcia dopełnione piękną muzyką, zdobywają moje serce jeszcze przed poznaniem całości, tak nieskomplikowany ze mnie widz. Wśród tej obłędnej scenerii i śpiewnego języka rozgrywa się historia trzech marzycieli: rodzeństwa Isabelle oraz Théo i amerykańskiego studenta, Matthew, który korzystając ze stypendium poznaje francuski język i obyczajowość paryżan. Łączy ich umiłowanie do kina, które granicząc z obsesją, z białego protokątnego ekranu wprosi się w ich życie, zamazując grubą linię oddzielającą rzeczywistość od fantazji.
To właśnie ten kontrast, kontrast nieskazitelnie białego świata urojeń i własnych pragnień, i piekielnie czarnego świata codziennego, Paryża z maja 1968 roku, pełnego barykad i rozgoryczonych studentów jest najbardziej fascynujący. Trzej marzyciele tak bardzo zatopili się w swoim świecie, który ograniczał się do jednego skrzydła ich mieszkania, w seksualnych doznaniach i eksperymentach, w dyskusjach, ideałach znalezionych w czerwonych książkach i białym winie, że nagły przeskok do świata, gdzie kolory stają się jakby mniej intensywne, a zapach ograniczeń jakoś ciaśniej oplata klatkę piersiową, jest szokiem. Poznając siebie nawzajem, badając, eksperymentując, Isabelle, Théo i Matthew zamykają się w sobie. Tym okrutniejszy jest powiew powietrza przesyconego dymem zmian, w których nasi bohaterowie, wbrew temu, o czym nieustannie mówią, nie biorą udziału. Świat przesączony młodością, odkryciem, seksualnymi ekscesami, perwersyjnymi uciechami, francuskim akcentem, ideałami i żarliwymi rozmowami- to świat naszych Marzycieli.

Książka w moim odczuciu lepiej poprowadziła kilka wątków, lepiej przedstawiła niektóre sytuacje, Adair barwnością języka konkuruje z gotowymi już obrazami. Wiele różni film i książkę, co zastanawiające, bo autorem scenariusza jest też autor pierwowzoru literackiego. Jedno jest jednak pewne, warto zakrztusić się czasem zbyt duszną atmosferą, by otrzymać taki obraz, takie słowa, takie dźwięki, które zostają pod powiekami na długi czas.