Płaszczyzna marzeń, nierealnych obrazów, sennych marów, wyimaginowanych sytuacji, ludzi, miejsc staje się ważniejsza, aniżeli prosta droga za oknem, pięć schodów prowadzących do szkoły, czy dziewięć kartek zapisanych notatkami. praca w wakacje 2013 To chyba decyzja zupełnie zrozumiała. Kolor każdego kroku, głębia każdej postaci, piękno słów, palące duszę ideały- to wszystko tam przenika przez naskórek niewyobrażalnie szybciej i z większą siłą. A ja przecież wiem, co to c z a s i uczę się jak go spowalniać, jak łazić, jak się załapywać razem z dwoma upadłymi aniołami zachodniej nocy (czyt. wracając do Kerouaca). A kiedy przychodzi zmierzch i ciepłe krople wiosennego deszczu dudnią o parapet, zakrywam oczy burzą loków i kręcę film. Pod powiekami.
“Sen jest duchem, którego nie można zmaterializować aktem woli. Jak większość duchów, szybko uzależnia się od dekoracji spirytystycznych seansów: nakrytych woalami lamp, zasłoniętych kotar, cierpliwości i ciszy. Sen zależy jednak także, a może przede wszystkim, od łatwowierności śpiącego i jego naiwnej gotowości, by uwierzyć, że za kilka chwil (...) popadnie w samoindukowany trans. Tylko wtedy sen pozwala się przywołać, by wymiotować później nieprzeźroczystą, straszną ektoplazmą rojeń.”
Czasem jednak, za pomocą jakiegoś, mi jeszcze do końca nieznanego, magicznego zaklęcia, obrazy wprost spod moich powiek trafiają na ekrany, lub, jeśli znajdzie się na tyle wprawna ręka, by je wszystkie spisać, na papierowe karty. I kiedy już natrafię na taką książkę lub film, mam nieodparte wrażenie, że pochodzi on(a) z mojego nieskładnego wnętrza. Nie przedstawia mnie, w żadnym wypadku. Nie przestawia mojego życia, wymarzonych jego ram, czy nawet pragnień. On(a) po prostu we mnie jest, żyje ukrytym życiem, o którym nie mam pojęcia, dopóki w błogiej ekstazie nie odkryję jego istnienia gdzieś na bibliotecznym regale, czy w internetowym śmietniku. A “Marzyciele” okazali się tacy moi, w całej ich poplątanej wolności, we wszystkich różniących nas aspektach.
Paryż, czarno-biały Paryż spoglądający z fotografii Boubat'a roześmianymi, rumianymi twarzami młodych dziewcząt i paryskich elegantów- już sama sceneria przyciąga wzrok, a klimatyczne ujęcia dopełnione piękną muzyką, zdobywają moje serce jeszcze przed poznaniem całości, tak nieskomplikowany ze mnie widz. Wśród tej obłędnej scenerii i śpiewnego języka rozgrywa się historia trzech marzycieli: rodzeństwa Isabelle oraz Théo i amerykańskiego studenta, Matthew, który korzystając ze stypendium poznaje francuski język i obyczajowość paryżan. Łączy ich umiłowanie do kina, które granicząc z obsesją, z białego protokątnego ekranu wprosi się w ich życie, zamazując grubą linię oddzielającą rzeczywistość od fantazji.
To właśnie ten kontrast, kontrast nieskazitelnie białego świata urojeń i własnych pragnień, i piekielnie czarnego świata codziennego, Paryża z maja 1968 roku, pełnego barykad i rozgoryczonych studentów jest najbardziej fascynujący. Trzej marzyciele tak bardzo zatopili się w swoim świecie, który ograniczał się do jednego skrzydła ich mieszkania, w seksualnych doznaniach i eksperymentach, w dyskusjach, ideałach znalezionych w czerwonych książkach i białym winie, że nagły przeskok do świata, gdzie kolory stają się jakby mniej intensywne, a zapach ograniczeń jakoś ciaśniej oplata klatkę piersiową, jest szokiem. Poznając siebie nawzajem, badając, eksperymentując, Isabelle, Théo i Matthew zamykają się w sobie. Tym okrutniejszy jest powiew powietrza przesyconego dymem zmian, w których nasi bohaterowie, wbrew temu, o czym nieustannie mówią, nie biorą udziału. Świat przesączony młodością, odkryciem, seksualnymi ekscesami, perwersyjnymi uciechami, francuskim akcentem, ideałami i żarliwymi rozmowami- to świat naszych Marzycieli.
Książka w moim odczuciu lepiej poprowadziła kilka wątków, lepiej przedstawiła niektóre sytuacje, Adair barwnością języka konkuruje z gotowymi już obrazami. Wiele różni film i książkę, co zastanawiające, bo autorem scenariusza jest też autor pierwowzoru literackiego. Jedno jest jednak pewne, warto zakrztusić się czasem zbyt duszną atmosferą, by otrzymać taki obraz, takie słowa, takie dźwięki, które zostają pod powiekami na długi czas.
Książki nie czytałam, ale oglądałam film i wiele emocji mi on przekazał. Bardzo ciekawie został zrealizowany pokazując zatartą linię między rzeczywistością a światem fantazji i własnych pragnień.
OdpowiedzUsuńObecnie nie pamiętam już wszystkich szczegółów Marzycieli, bo oglądałam go dość dawno temu, ale wiem, że miał on w sobie to ,,coś'', co nie pozwoliło mi o nim zapomnieć.
Hm. Oczywiście powinnam najpierw sięgnąć po książkę. Całość brzmi dość interesująco, na pewno jest to ten klimat, który mnie pociągnie. Z tymże umieściłaś cytat, który po pierwszym przeczytaniu zrobił na mnie dość kiepskie wrażenie. Nie przepadam za złotymi myślami i aforyzmami, w których zbyt kwiecistym językiem opisuje się pewne zjawiska, może dlatego, że postrzegam je jednak inaczej.
OdpowiedzUsuńBo dla mnie sen jest po prostu przygodą. Co wieczór, kładąc się spać, mam nadzieję, że przyśni mi się coś angażującego, coś co rozbudzi dawne sentymenty albo zmusi do myślenia.
Prawdopodobnie za kilka dni pójdę do biblioteki, wezmę "Marzycieli" do ręki i przetrawię pierwsze strony - przetrawię, czyli stwierdzę, czy aby na pewno odpowiada mi styl.
Jeśli wyjątkowo nie, obejrzę film.
Czuję się absolutnie zaczarowaną tą recenzją. Muszę zapoznać się z filmem :) Przy okazji dodaję do obserwowanych, co by zaglądać do Twoich słów częściej :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst :) Zaciekawiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńEch Ala... Jak Ty coś napiszesz, to człowiek ma od razu ochotę znaleźć wszystkie wspomniane przez Ciebie w recenzji teksty i filmy :D To jest fenomen, naprawdę. Najgorsze jest jednak to, że nie ma tej książki w mojej bibliotece. Widziałam ją tylko w pdfie na chomiku, a w niektórych księgarniach mają nawet nakład wyczerpany... Za to film już mi się pobiera, chociaż wolę rzecz jasna najpierw przeczytać książkę, zwłaszcza, że jak piszesz dużo wątków jest nierozwiniętych. Strasznie nie lubię tego aktora (nie wiem jak się nazywa) który mówi "books not guns". Widziałam jeden film z nim i od tej pory negatywnie mi się kojarzy :P ("Funny Games U.S."). i Kerouaciem też mnie zaraziłaś... :D
OdpowiedzUsuńNajpierw sięgnę po książkę, potem, jeżeli mnie zainteresuje, wezmę się za film ;)
OdpowiedzUsuńMam podobny plan, a właściwie identyczny. Obawiam się jednak, że pewnie plan licho weźmie i łatwiej mi będzie najpierw zdobyć film. Sprawdzałam już i książka jest u mnie tylko w jednej filii Biblioteki Miejskiej i oczywiście tej najbardziej oddalonej...
UsuńO, matko.
OdpowiedzUsuńMogłaś tego nie pisać.
Nie w tym stanie w którym teraz jestem.
Ale napisałaś.
"Na natchnione noce, z tysiącem gwiazd". I nie "na popołudnie z herbatą".
I od tej pory nie mogę przestać o tym myśleć i czekam, aż skończę dodatkowe zdawanie historii na 6 i nastąpi z dawna oczekiwana KLASYFIKACJA. Popędzę do biblioteki i wezmę ją, bez względu na pierwsze strony.
MATKO! :D
Twój wpis jeszcze bardziej natchnął mnie do obejrzenia "Marzycieli", do których zresztą zawsze co jakiś czas powracam, no i dodatkowo zmartwił mnie bardzo, bo plik z filmem mi się gdzieś zawieruszył. Książkę czytałam, aczkolwiek nie byłam wtedy w stanie jej ocenić, teraz czytam ją ponownie, więc liczę, że będę w stanie sama coś skrobnąć. Ale jesrem pewna jednego: obraz "Marzycieli" wykreowany zarówno w książce jak i w filmie jest niezwykły i 'wchodzi' w nas momentalnie, później nie odstępuje nas ani na krok, choć przypomina o swojej obecności tylko w niektórych momentach.
OdpowiedzUsuńWitaj kochana :) Przesyłam właśnie wszystkim moim byłym obserwatorom adres mojego, nowego bloga:)
OdpowiedzUsuńhttp://anjani-oldideas.blogspot.com/
Oto i on.
Zapewne niedługo ruszy, a ja zabieram się za przeglądanie zaległości :)
Tyle ciekawych informacji u Ciebie, już się nie mogę doczekać <3
Może, może...
OdpowiedzUsuńFajny blog !
Zapraszam do mnie: http://day-and-night-with-books.blogspot.com/
Mól książkowy Weronika :D
POZDRAWIAM !